piątek, 6 września 2013

Chocholi taniec

"Wesele" Wyspiańskiego jest mi szczególnie bliskie, kojarzy mi się z dzieciństwem, z domem w którym się wychowałam. W 3. scenie II aktu wybija północ, dorośli zajmują się oczepinami, a mała Isia bawi się lampką. Gospodyni pozwoliła jej wyjątkowo nie iść jeszcze spać i mimo późnej pory  zostawiła ją samą (ISIA: Chciałabym być duzom). W tym momencie do izby wpada Chochoł - krzak róży, owinięty słomą. Isia mówi "śmieć" i boi się go strasznie.

Moja babcia hodowała w ogrodzie róże, kwitnęły pod oknami salonu. W lecie uwielbiałam w tym gaiku przesiadywać, oglądać każdy pąk, wąchać i "rozmawiać" z nimi, jak to tylko dzieci potrafią. Kiedy więc czytałam "Wesele" po raz pierwszy, od razu przypomniałam sobie tamto duże okno, róże i tamtą siebie - w wymówkach Isi:

Stanisław Wyspiański, "Chochoły"
A ty mi się przepadaj, / śmieciu jakiś, chochole, / huś ha, na pole! 

Mnie się nie chce spać, / pokil bedom grać, / a tamte dziecka śpiom, / niech se lezom, tak jak som.

i tak dalej... No tak, Chochoł mówi Isi coś bardzo ważnego, ostrzega ją: Tatusiowi powiadaj, / że tu gości będzie miał, / jako chciał, jako chciał.

To nie była piękna, pachnąca róża, a monstrum, które straszyło jakimiś niestworzonymi rzeczami. Samo było zresztą szokujące, mówiło, chodziło. Jak to, przyjdą? Kto? Po co? Bez zaproszenia - jak to możliwe? 
Kiedy byłam dzieckiem, często wyobrażałam sobie różne historie, scenariusze i rysowałam swoje historie jako, powiedzmy, "komiksy". Bardzo lubiłam tą zabawę, bo nie było w niej ograniczeń. Czasem wyobrażałam sobie, że dzieje się coś złego, wzbudzałam w sobie taki mały niepokój i już po momencie powtarzałam sobie, że to i tak niemożliwe. To niemożliwe, żeby cokolwiek stało się z naszą rodziną, z naszym domem. Czasem tylko w nocy śniły mi się koszmary z jakąś czarownicą w piwnicy i zatrzaskującymi się drzwiami.

Dziś w domu, w którym się wychowałam, nikt nie mieszka. Ogród zarósł, róże pewnie zwiędły. Ma tam siedzibę jakieś przedsiębiorstwo. Zbudowali go moi pradziadkowie na początku XX wieku - ten dom przetrwał wojnę, komunę.  Nie przetrwał bólu, ludzkiego. A mi wciąż się czasem wydaje, że tańczę chocholi taniec pomiędzy uschniętymi krzakami róż.

5 komentarzy:

Aneta pisze...

Ej, a gdzie babielato???

Uściski

szymańska pisze...

się tli się, ale bez wątpienia. za około tydzień nabrzmi, pęknie i ozłoci. odściski:*

Margarithes pisze...

Mój ogród z dzieciństwa też zarósł... ech

mimo wszystko lubię wspomnienia, a Twóje takie pachnące

Tata pisze blog pisze...

O tak, Margo, pachną cudnie :))

My WaldorfstyleDolls pisze...

DZiękuję za przypomnienie "Wesela".