Pachniemy. Ja kwitnącą dziką różą, Ty przebrzmiałym bzem; gdzieś w tle pojawia się mgiełka lawendy (ale kto o niej wie?). Dziś szukasz Ty, skacząc między kolejnymi zakamarkami ogrodu; a ja za moment znów, spokojnie załamując ręce, stwierdzę „Nie dziś to jutro”. Zastanawiają mnie tylko Twoje zdezorientowane spojrzenia – z nadzieją rzucane na kolejne krzaki, kolejne aleje, kolejne drzewa, kolejne... Trochę nie chce mi się już z Tobą bawić, bo wolę załamywać ręce spontanicznie, niespodziewanie, cóż, może... może! Może gdybym choć wierzyła, że jesteś bzem zupełnie niewinnie pnącym się ku słońcu, bzem, którego dziewicza woń nieporadnie rozprasza wdzięki pąków... A tak, udaję, że nie czekam udając, że czekam i zaczynam dziwnie gadać, sama do siebie. W dodatku przestaję się żegnać (takie tam).
W końcu zbity z tropu ucieszysz się, że mnie znalazłeś i może nawet na chwilę zapomnimy o przebrzmieniach (o ile najdzie nas ochota na odkrycia). Póki co popracuję nad stylem i wątkami.
2 komentarze:
Zasugerowana lawenda... Hm...
Czyżby szafy z białymi obrusami i bielizną pościelową? ;)
Uściski! :*
pozorna określoność lawendy sprzyja swobodzie twórczej;D
szafy? ba, łoża!!;D :*
Prześlij komentarz